czwartek, 12 kwietnia 2012

Rozdział 7 - Że Co ? !

Obudziłam się w nieswoim pokoju, w nieswoich ubraniach i z nieznanym chłopakiem obok. Przetarłam oczy. Wstałam. Poczułam silny ból głowy, słońce chociaż ledwo co prześwitywało przez ciemne zasłony raziło po oczach. Chłopak obok się obudził. Był nawet ładny, był umięśniony, miał ciemne włosy i ciemne jak węgiel oczy, a jego uśmiech był idealny.
- Cześć, jak się spało ? - zapytał i pocałował mnie namiętnie
- Eee... ? - ten pocałunek był niesamowity, pomijając fakt, gdzie się znajdowałam i co się działo wczoraj.
Nie miałam pojęcia co robić. Była godzina jedenasta. Nie wiedziałam, gdzie jestem, ani co robiłam z tym chłopakiem. Miałam nadzieję, że nie przespałam się z nim, ale biorąc pod uwagę, że byłam w jego zapewne koszulce i leżeliśmy w łóżku nadzy to mało prawdopodobne, że tego nie robiliśmy. Zamrugałam jeszcze raz, może tylko to mi się wydaję... Nie poskutkowało, uszczypnęłam się, też nie...
- Coś się stało ? - zapytał zdezorientowany na wszystkie czynności, które wykonuje
- Nie ? To znaczy tak, biorąc pod uwagę, że nic nie pamiętam... - zakryłam twarz rękami, miałam ochotę płakać
- Nie masz się czego bać, jeżeli nie pamiętasz to jestem Coran - powiedział chłopak - I nie, nie zrobiliśmy tego. Tylko się całowaliśmy, no może trochę więcej bo, chyba obcałowałaś mnie całego - poczułam niesmak do siebie - Nie wiem, kiedy się urżnęłaś, ale jak wszedłem do klubu tańczyłaś na barze, gdy mnie zobaczyłaś podeszłaś i zaczęłaś się ze mną całować. Potem poszliśmy do mnie, nie miałem złych zamiarów, to był twój pomysł, potem z napalonej przeszłaś na zrozpaczoną. Zaczęłaś płakać, a potem umyliśmy się razem, wzięłaś moją koszulkę i zasnęłaś. Tylko tyle, spokojnie. A i Spencer, dobrze pamiętam ? - kiwnęłam głową - Kazała Ci przekazać, że pogrzebałaś swoje szansę. Nie wiem na co, ani nic, bo było za głośno, mi kazała być miłym i Cię nie kochać się z Tobą, bo i tak tego nie zapamiętasz. Posłuchałem. Tyle wiem - powiedział i wstał z łóżka, miał na sobie tylko bokserki, poszedł po moje ubrania i mi je podał. Ubrałam się pod kołdrą i wstałam z łóżka.
- Gdzie moja torba ? - zapytałam zdziwiona
- Nie miałaś żadnej torby, a jak już to pewnie jest w klubie - powiedział - Możemy tam pojechać.
- Dobra, zamów mi taksówkę i pojadę tam sama. Dzięki za wszystko.

Wyszłam przed jego dom w jego ciemnych okularach. Światłowstręt dalej nie dawał mi spokoju. Ból głowy zmalał po paru aspirynach od mojego towarzysza. Zupełnie nie wiedziałam, gdzie jestem, nigdy nie widziałam tej części miasta. Coran wsadził mnie do taksówki i dał mi swój numer, gdybym czuła się źle. Podziękowałam raz jeszcze i pojechałam do klubu. Tam ochroniarz opowiedział mi co się działo. Byłam najwyraźniej gwiazdą wieczoru. Po tym jak się już upiłam leżałam trochę na podłodze. Potem, kiedy on chciał mnie wynieść wstałam i krzyczałam, że ja się bawię i proszę mnie zostawić. Zaczęłam tańczyć, potem całowałam każdego faceta, który obok mnie przechodził. Wskoczyłam za bar i porozbijałam trochę szklanych rzeczy. Barman postawił mnie na blacie, a ja tańczyłam, no znaczy robiłam striptiz. Gdy miałam już ściągnąć biustonosz zobaczyłam Corana i wyszłam z klubu. On wziął moje ubrania. Ochroniarz dał mi moją torbę. Już miałam jechać do domu, gdy zobaczyłam czyjś numer zapisany na moim nadgarstku. Wyciągnęłam telefon z torby miałam ponad piętnaście nieodebranych połączeń i trzy nieodczytane wiadomości. Zignorowałam to i wybrałam numer z nadgarstka.
- Halo ? - usłyszałam męski głos w telefonie
- Halo ? Dzwonię, bo mam ten numer zapisany na ręce i nie wiem co się działo wczoraj...
- Emily ? - zapytał mężczyzna
- Tak, o czymś nie wiem ? - facet się roześmiał
- No, spójrz na swój kark - podeszłam do witryny jakiegoś sklepu i podniosłam lusterko do góry, miałam tam duży, biały opatrunek
- Że co ? Świetnie... - powiedziałam do telefonu - Co tam jest, pod bandażem w sensie ?
- Trzy czarne jaskółki, coś mówiłaś, że to coś z przyjaźnią, czy przyjaciółmi związane, w każdym razie jak Ci się nie podoba to mały problem, bo jest to trwałe - roześmiał się znowu - Ja muszę kończyć, powiem kolegom, że dzwoniłaś.
- Ej, czekaj, co się działo wczoraj jak byłam u Ciebie ? - zapytałam podenerwowana, na pewno mnie zabiją w domu jak zobaczą co ze sobą zrobiłam
- No, zrobiłem Ci tatuaż i wyszłaś, byłaś z takim chłopakiem, miał imię na C, jakoś Corvin, Conan, nie wiem.
- Dobra, dzięki, coś szczególnego, mówiłam, gdzie idziemy, czy coś ? - zapytałam
- Mówiłaś, że musisz iść do toalety, tam zwymiotowałaś, po czym zrobiłem Ci tatuaż, a Ty krzyczałaś, że podbijesz dzisiaj świat. Dam Ci Larry'ego, on z Tobą rozmawiał - mężczyzna dał do telefonu kolegę
- Cześć Em - usłyszałam miły głos w telefonie - Co się stało ?
- Nic nie pamiętam, nawet nie wiem kim jesteś - wyżaliłam się, łzy napłynęły mi do oczu
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - uspokajał mnie - Wczoraj zrobiłaś sobie tatuaż i kąpałaś się w Tamizie, dlatego byłaś taka mokra, dałem Ci moją koszulkę i poszłaś do Corana, chłopak był dziwny, pewnie z nim spałaś, nie wiem...
- Świetnie - mówiłam łamiącym się głosem, byłam załamana - Okłamał mnie, mówił, że się z nim wykąpałam i poszliśmy spać...
- Nie płacz, był jakiś dziwny, ale nie wiesz co się stało. Idź do domu i zrób test ciążowy, na wszelki wypadek. Trzymaj się Em i dzwoń, kiedy chcesz - powiedział Larry
- Dzięki, pa - rozłączyłam się. Wsiadłam do taksówki i pojechałam do domu.

Otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i położyłam torbę na stole. Wyciągnęłam sok i napiłam się z gwinta. Usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach, drzwi się otworzyły i weszła Spencer. Nic nie mówiąc przytuliła się do mnie, gdy tylko dotknęła mojego karku poczułam silny ból i krzyknęłam.
- Co się stało ? - zapytała wystraszona przyjaciółka, odsłoniłam włosy i pokazałam opatrunek - Masz tatuaż ? Czad ! - zaśmiałam się
- Trzy jaskółki, jako nasza trójka. May, Ty i ja - uśmiechnęłam się sztywno
- Fajnie, co w ogóle się stało jak wyszłaś z klubu ? - zapytała zaciekawiona Spence
- Wykąpałam się w Tamizie, zrobiłam sobie tatuaż i przespałam się z jakimś kolesiem... - powiedziałam i spuściłam głowę, dziewczyna mnie przytuliła.
Po chwili do pomieszczenia weszła May.
- Cześć, patrz Em wróciła - pochwaliła się Spencer
- Świetnie, powiedz jej, że jest głupia i się do niej nie odzywam i mam gdzieś co zrobi ze swoim beznadziejnym życiem - powiedziała wkurzona, wzięła butelkę wody z blatu i wróciła do swojego pokoju.
- A co z-z Ha-ha-rry'm ? - zapytałam dławiąc się łzami
- Nic ? Wyszedł z klubu, gdy przelizałaś się z paroma facetami. Louis został dopóki nie wyszłaś. Pomógł mi wrócić do domu, ma twój aparat, oczywiście jeżeli chcesz zobaczyć zdjęcia z wczoraj. Nie radzę, nakręcił twój striptiz, trochę z dupy, ale to Lou nic złego z nim nie zrobi - powiedziała - A co Ty teraz zrobisz ?
- Test ciążowy i będę udawać, że nic się nie stało. Chociaż nie odzywa się do mnie Harry i May, a jak May to pewnie i Aaron. Kup mi test, dobra ? - powiedziałam żałośnie łkając
- Dobrze, to idę, a Ty nigdzie nie idź. Zadzwoń do Louisa, żeby się nie martwił. Nie mów mu o chłopaku i o teście, bo powie Harry'emu, ale pewnie i tak wie co się działo... - pokiwałam głową i pobiegłam do pokoju, położyłam się do łóżka. Co prawda nie opanowałam swojego płaczu, ale wątpię, żeby to ustało. Zadzwoniłam do Louisa.
- Cześć Em, jak po wczoraj ? - zapytał i usłyszał jak czkam
- Ź-ź-źle ? Mogę być w ciąży i osoby na których tak bardzo mi zależy się do mnie nie odzywają... - powiedziałam przez łzy i kolejna fala zalała mikrofon, chłopak zamilkł, a ja płakałam jak dziecko, po paru minutach dopiero się odezwał
- Spo-spo-kojnie, dasz radę... - jąkał się, był zszokowany, nie sądził, że sprawy mogły się aż tak daleko posunąć - Mówiłaś wszystko Spencer - wyjąkałam żałosne "tak" - To dobrze, zaopiekuje się Tobą dzisiaj, jeżeli nie pójdziesz na jutrzejszy trening to ja do Ciebie przyjdę, pewnie nie pójdziesz, będę jutro z Niall'em, albo Zayn'em. Liam i Harry mają zapewne inne zajęcia. Nie przejmuj się, jutro się zobaczymy - powiedział Lou i się rozłączył.
Ja dalej płakałam. Wiem, że w końcu zasnęłam. Śniło mi się jak biegłam przez las, uciekałam przez czymś, a może przed kimś ? Dobiegłam do jeziora i wskoczyłam do niego. To był ktoś. Wskoczył za mną i dopłynął do mnie, chciałam uciekać, ale nie zdążyłam. To był Coran, chciał mnie udusić. Obudziłam się natychmiast z krzykiem i zaschniętymi łzami na policzkach. Spencer siedziała obok.
- Spokojnie - przytuliła mnie - Mam, chodź zrobimy to i będzie po sprawie.
Poszyłyśmy razem do łazienki, wykonałam wszystkie instrukcje według polecenia z opakowania. Teraz zostało nam czekać pięć minut. Usiadłyśmy na łóżku, a Spence nastawiła minutnik. To były najdłuższe i najgorsze pięć minut w moim życiu. Zaraz miało się okazać, czy zostałam matką z przypadku, chociaż zawsze powtarzałam, że one nie istnieją, albo uciekłam od konsekwencji moich czynów. Jak mogłam być tak lekkomyślna, żeby tyle wypić ? Powinnam wydorośleć. Głupia jestem, byłam i będę. Nie można zawsze mieć szczęścia, zachowałam się jak mój ojciec. Spiłam się i zrobiłam coś, czego nie chciałam. Skrzywdziłam też osoby, na których mi zależy... Moje przemyślenia przerwał dzwonek w minutniku.
- Już czas - powiedziała zdenerwowana Spencer - Cokolwiek się stanie zawsze będę Cię kochać - wzięła do ręki test. Zamknęłam oczy, przyjaciółka spojrzała i porównała wyniki z pudełkiem.
- I ? - zapytałam zniecierpliwiona
- Jedna kreska w obszarze kontrolnym, żadnej w obszarze testowym ! - wykrzyczała i mnie mocno uściskała.
Kamień spadł mi z serca. Nie byłam w ciąży, nie zmienia faktu, że przespałam się prawdopodobnie z Coranem. Zapewne straciłam dziewictwo z jakimś przygłupim chłoptasiem z dyskoteki. Zawsze marzyłam o niesamowitym pierwszym razie. Za późno... Teraz czas, żeby wydorośleć. Muszę naprawić parę rzeczy. Skoro już zostałam wystraszona na maksa po jednej nocy to teraz mogę się wziąć za siebie. Żadnych pijackich wieczorów. Żadnego braku odpowiedzialności. Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Przyjachałam tu, żeby wygrać. Nie mogę brać nic do siebie. Poszłam się ubrać. Powiedziałam Spencer, że muszę coś załatwić. Wybiegłam z domu. Poszłam na łąkę obsianą kwiatami. Co roku u nas w drużynie wybierano zawodnika roku. W tamtym roku byłam to ja, w tym nie został wybrany, bo nie było czasu. Jak wygraną dostaje się statuetkę, wianek z kwiatów i piłkę z podpisami wszystkich dziewczyn z tegorocznego składu. Piłkę tą przywiozłam ze sobą, nigdy się z nią nie rozstawałam, przynosiła mi szczęście. Ją też wzięłam, gdy wybiegłam z domu z torby. Uplótłszy wianek poszłam do domu Ellie. Należało jej się. Dziewczyna nie była na mnie zła, wiedziała, że przypadki się zdarzają. Zapukałam do jej pokoju.
- Proszę - usłyszałam głos koleżanki, weszłam z prezentami do pokoju. Ona siedziała na łóżku z gazetą, nikogo nie było w pokoju.
- Hej - powiedziałam skruszona - W tamtym roku to ja wygrałam. Teraz to Tobie należą się oklaski. Jesteś wielka, a ja zmarnowałam niesamowitą siatkarkę - gardło powoli mi się ściskała, a oczy ponownie zaszkliły - Nawet nie wiesz, jak źle się z tym czuję. Jakie mam wyrzuty sumienia, to na pewno nie naprawi szkód, które wyrządziłam, ale chociaż poprawi Ci humor. Jest głupia i powinnam była uważać. Wczoraj popełniłam wiele głupstw i chcę zacząć od naprawienia, chociaż tego. Nie chciałam, uwierz mi. Jesteś wspaniała, a ja zachowałam się lekkomyślnie... - podeszłam i włożyłam jej na głowę wianek, Ellie mnie przytuliła, też się wzruszyła.
- Nie płacz - powiedziała i wytarła łzy z mojej twarzy, a ja z jej - To nie twoja wina, to zwykły trening, po za tym, lekarz powiedział, że może jeszcze zagram, za jakiś rok, czy dwa. O wróceniu do klubu na razie nie ma mowy, ale będę starać się jak najbardziej. Dzięki, po za tym i tak mnie to męczyło, życie pod presją, treningi i zgrywanie doskonałej... - przytuliłyśmy się
- Dobra, trzymaj się, wpadnę do Ciebie jeszcze jutro, ale wszystkie tym razem - uśmiechnęłam i chwyciłam za klamkę, już miałam wyjść
- Właśnie i macie mi wygrać ten turniej. Jutro wyjeżdżam z powrotem do domu. A tak w ogóle to co jeszcze zrobiłaś ? - zapytała ciekawa, wzruszyłam ramiona i uśmiechnięta wyszłam.
Po rozmowie z Ellie czułam się znacznie lepiej. Może i nie zabiłam tym mojego głosu sumienia, ale chociaż go uciszyłam. Moja radość nie trwała zbytnio długo, gdy wróciłam do domu zobaczyłam buty Harry'ego przy wejściu. Wbiegłam po schodach do mojego pokoju, czułam, że kolejna fala łez szykuje się do wypłynięcia. Rzuciłam się na łóżko, poczułam jak coś tnie mi twarz. Podniosłam się i zobaczyłam list, na kancie miał krew. Poczułam też jak gorąca krew powoli skapuje mi na koszulkę, zignorowałam to. Spojrzałam na list, był zaadresowany do mnie. Poznałam charakter pisma to był list od mojej mamy. Otworzyłam, ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, krew zmieszana ze łzami skrapiała mi ubrania. Właśnie, taka mała przerwa, mówiłam wam o mojej mamie ? No, krótkie przypomnienie, jest ona bardzo niezaradna i roztrzepana. Nigdy się nie zatrzymuje, jedynie ja ją na ziemię sprowadzam. Trzymałam ją przy życiu i to ja w tym związku byłam mężczyzną i rodzicem zarazem. Byłam bardziej dorosła od mojej mamy. Ona jedyne co to się o mnie bała, bo sama popełniała błędy młodości. Takim błędem byłam ja, ale ona zawsze powtarza, że jestem najlepszym co ją w życiu spotkało. Wierzę jej, kocham ją i nigdy nie przestanę. To tyle, wróćmy do mojej historii. Moja mama napisała do mnie właśnie ten list, słowo w słowo.

"Moje słońce !
Piszę do Ciebie, bo nie mam jak zadzwonić. Mój telefon wpadła mi do rzeki, ciężka sprawa. Jak Ci się wiedzie w Londynie ? Jak zawody ?
Jestem taka szczęśliwa za Ciebie. Tęsknię bardzo, ale staram się powstrzymywać, bo wiem, że jesteś w dobrych rękach i spełniasz swoje marzenia. Ogólnie to mam też dość ważną wiadomość do przekazania, dlatego też list ten jest nadesłany priorytetem. Kojarzysz może James'a ? To twój nauczyciel angielskiego. Wpadał z wizytami czasem. Gdy Cię nie było, jego wizyty było codzienne. Polubiłam go. Może i nawet zakochałam się w nim. Moje uczucia są odwzajemnianie, jak to się dowiedziałam też. Raz, gdy poszliśmy na kolację trochę popłynęliśmy i skończyliśmy w łóżku... Wiem, że nie powinnam i ciągle mnie przed tym bronisz i miałaś rację. Jestem w ciąży. James zapewnia mnie, że wychowamy razem dziecko i będzie wszystko dobrze, ale ja się strasznie boję. Powinnam była trochę Cię posłuchać. Ale trochę wina i jakoś tak wyszło.
Czekamy z niecierpliwością na wyniki turnieju. Bardzo Cię kocham i będziesz miała śliczną siostrzyczkę, sama ją nazwij. Może to nie jest zadośćuczynienie w pełni, ale mam nadzieję, że Cię to uszczęśliwi.

Twoja na zawsze,
Mama"

Uwierzycie ? Ja robiłam głupoty, a moja mama wystrzeliła z czymś takim ? No, ludzie ! Trochę kultury, aż nie mogę uwierzyć... Ja chcę dorosnąć, a moja mama ani trochę o tym myśli. Byłam zła, wkurzona, wręcz mogłam równie dobrze skoczyć z okna. Poszłam do łazienki, spojrzałam w lustro, na skroni miałam długie przecięcie od listu. Na policzku miałam zaschniętą krew. Umyłam twarz, związałam włosy w kucyk odsłaniając mój bandaż na karku i zbiegłam na dół po apteczkę. Niestety apteczka była w kuchni. Stanęłam przed drzwiami usłyszałam głos Hazzy, May i Spencer. Wzięłam głęboki wdech i weszłam. Nie spojrzałam na żadne z nich. Spencer podbiegła do mnie i spojrzała mi na ranę.
- Oszalałaś ? Co żeś zrobiła ? - powiedziała poirytowana, kazała mi usiąść na blacie i sama wzięła apteczkę
- Przecięłam się, nie widać ? - powiedziałam wkurzona, przyjaciółka spojrzała w ranę jeszcze raz, przemyła ją i zakleiła gazą.
- Musimy jechać na pogotowie, to trzeba zszyć, widzisz krew już zalewa gazę, możesz się wykrwawić, tępoto - powiedziała i uderzyła mnie w potylicę - Albo lepiej, zadzwonię po karetkę i będzie z głowy - moja przyjaciółka wyszła z kuchni. Zostałam z nimi w pokoju. Nikt się nie odzywał, zapadła martwa i głucha cisza. Nic nie chciało jej przerwać. Nie chciałam nawet na nich spojrzeć, czułam ich spojrzenia na mnie. Zeskoczyłam z blatu i wzięłam butelkę wody. Napiłam się. Milczenie pierwsza przerwała May, podbiegła do mnie i mnie mocno przytuliła, szepnęła mi do ucha "Kocham Cię, ale nie rób tego więcej". Odwzajemniłam jej uścisk. Stęskniłam się za nią, wiedziałam, że nie będzie się długo gniewać. Nie umiemy się na siebie złościć, jesteśmy przyjaciółkami na zawsze. Mój tatuaż też to pokazywał. W końcu mnie puściła i uderzyła w czoło.
- Coś Ty sobie wyobrażała ? - powiedziała May i wytarła szybko łzę z twarzy, wzruszyłam jedynie ramionami - Tatuaż ? Serio ? Podoba mi się, ale to chyba przegięcie... Kiedy ściągasz opatrunek ?
- Za tydzień, ale Larry mówił, że mogę już za dwa dni, bo to była fachowa robota - uśmiechnęłam się wymuszenie
- Dobra, nie chcę pytać się o szczegóły. A i Harry przyszedł po swoją bluzę, dał Ci ją wczoraj. Pewnie nie pamiętasz - powiedziała ściszonym głosem, było jej głupio wyręczać chłopaka za taką rzecz
- Pewnie jest w mojej torbie, albo u Corana, nie wiem, sam sprawdź - wskazałam na torbę leżącą na krześle, chłopak ją rozpiął. Zobaczyłam w środku puste butelki po Tequili i wódce. Bluzy nie było. - Czyli jest u Corana, albo w Tamizie, albo w studiu tatuażu. Muszę zadzwonić w takim razie...

Chciałam wyjść, ale gaza odkleiła mi się od skroni, bo wsiąknęła już całą krew. Wyszłam z kuchni nie zwracając uwagi na zakrwawioną uwagę. Zachwiałam się i upadłam, za dużo krwi już straciłam. Harry mnie chwycił i posadził na krześle. Po chwili przyjechała karetka.

3 komentarze:

  1. Historia tej dziewczyny coraz bardziej mi się podoba. Gratuluję i pozdrawiam .:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziwne, najpierw dodałaś 8, a potem 7... No ale cóż, myślę, że rozdział jest świetny, mam tylko nadzieję, że Emily będzie z Harry'm :)Z niecierpliwością czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mówiłam już, nie wpisałam je na listy rozdziałów i mi jakoś nie pykło to, przepraszam : )

      Usuń