piątek, 6 kwietnia 2012

Rozdział 1 - Cała Ja

Cześć wszystkim, mianowicie powinnam napisać "Cześć, drogi czytelniku", gdyż wątpię, że parę osób czyta z jednego monitora. Mam na imię Emily, ale wolę jak mówią na mnie Em. Jestem zwykłą nastolatką, nie widzę w sobie nic nadzwyczajnego. Zwykła szesnastolatka, jak każda z nas, dziewczyn. Moje imię wiąże się z najlepszą przyjaciółką mojej mamy. Miała na imię Emma, moja mama zapisała w mojej metryczce, że na imię mam Em, ale pielęgniarka dopisała w papierach "ily", gdyż sądziła, że moja mama się pomyliła. Służba medyczna, niby ratuje nam życie, a papierów urodzenia nie potrafi wypełnić, ale nie narzekam, mogło być gorzej. Mogła dopisać "anuela", więc miałabym teraz na imię Emanuela. Raczej się domyśliliście tego, że nie ułatwiłoby mi to mojego życia nastolatki, co ? Chodzę do ostatniej już, trzeciej klasy gimnazjum, jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa, chociaż kocham każdą rzecz w mojej szkole. Nie jestem wybitnym uczniem, bardziej przeciętnym, lubię angielski, biologię i moją smykałkę, rzecz która utrzymuje mnie przy życiu, rzecz która daje mi powód do wstania każdego dnia. Mianowicie - siatkówka. Bez niej moje życie byłoby puste, bez niej byłabym nikim, bez niej nie pojechałabym do Wielkiej Brytanii...

Tydzień temu miałam urodziny, domyślilibyście się, że moja samotnie wychowująca mnie mama pozwoliła jechać mi z moją najwspanialszą drużyną na światowe zawody sponsorujące przez Ryanair'a. Od siedmiu lat w innym głównym mieście stacji tej linii lotniczej są organizowane światowe zawody w siatkówkę dla każdego klubu młodzików. Najpierw w danym kraju wybierany jest jeden klub w rozgrywkach krajowych, które trwają przez cały tydzień, potem z każdego kontynentu wybierane są sześć drużyn, które jadą na spotkanie już finałowe w danym kraju. Moja drużyna dostała się, to był jeden z szczęśliwych dni w moim życiu. Moja mama nie chciała się zgodzić na puszczenie mnie na te mistrzostwa, ale po namowie mojej trenerki i przyjaciółek z drużyny zgodziła się ! To miał być mój prezent urodzinowy, powiem wam, że o niczym tak bardzo nie marzyłam jak o pojechanie na takie właśnie zawody. Spełnienie marzeń, przynajmniej dla osoby takiej jak ja. Mieliśmy zagrać z 30 drużynami, nie licząc nas, chociaż uważam, że to niesprawiedliwe, iż z Australii i Oceanii musiała zostać wybrana tylko jedna drużyna. W tym roku nasza drużyna po długich rozgrywkach krajowych wygrała tegoroczne zawody, ale to dopiero początek, chociaż to dawało nam tak zwanego "kopa w tyłek" do jeszcze cięższych treningów. Miałyśmy przed oczami zwycięstwo całych mistrzostw. Dałoby nam to nowych sponsorów, chociaż sam darmowy wyjazd na zawody był już niesamowity.

Przenosząc się już do czasu teraźniejszego to właśnie wyszłam spod prysznica i przedstawiam wam moje dążenie ku sławie. Chociaż mówienie wam o tym, że stoję właśnie przed lustrem w szlafroku rozczesując moje mokre jeszcze włosy,nie jest dobrym początkiem naszej znajomości. No, ale w końcu dzielę się z wami od teraz wszystkim co przeżyję w przeciągu paru tygodni. Najwspanialszych moim zdaniem tygodni mojego życia. Otworzyłam drzwi z łazienki, a para wleciała do mojego malutkiego pokoiku. Był cały w odcieniach żółci i czerwieni, czasami patrząc się przez okno wyglądał jakby słońce kąpało się na ścianach zostawiając dziwne smugi. Miałam na środku pokoju drewniane podwójne łóżku, po prawej od łóżka było okno z żółtą zasłoną, a po lewej drzwi na korytarz, wykonane z takiego samego drewna co łóżko. Obok drzwi było biurko zastawione książkami, zeszytami, czy różnymi papierami. Nad biurkiem wisiały różne zdjęcia moich przyjaciółek, obok była półka z paroma pucharami z zawodów i parunastoma medalami, obok były różne płyty. Jak "The Greatest Hits" - The Beatles, "+" - Ed Sheern'a, czy mojego ulubionego zespołu dającego mi wytchnienie w ostatnim czasie "Up All Night - Yearbook Edition" - One Direction. Ogólnie to, gdyby nie to, że mam możliwość trenowania siatkówki, to zapewne chciałabym podróżować za chłopakami z 1D. Tegoroczne zawody przez Ryanair'a są tak świetnie wpasowane, gdyż są w Londynie, a ja spotkam moich idoli, w sumie to mało tego, że ich spotkam to dostałam wejściówkę na podpisywanie płyt. To się składa wprost genialnie, bo w czasie rozgrywek będę mogła się zabawić, no w sumie kiepsko porównać to z zabawą, bo jedynie to czekanie na podpis od pięciu słodkich chłopaków.
Ubrałam ciemnofioletowe rurki, potem bokserkę w paski i czerwony sweterek, był mojej przyjaciółki, ale nie oddałam go jej, bo zawsze mi ją przypominał. Zapięłam złoty medalion na szyi, znajdował się dokładnie w centrum mojego dekoltu. Weszłam z powrotem do łazienki, musiałam jak zawsze potknąć się o moje spakowane już walizki. Podłączyłam suszarkę i zaczęłam suszyć sobie włosy. Zawsze mozolnie mi to szło, no, ale nie było ich za mało, a po za tym, to były dość długie, bo, aż do pasa. Do pokoju weszła moja mama, która jak zawsze musiała mnie poganiać, no przepraszam was bardzo, ale miałam jeszcze niecałą godzinę do wyjazdu na lotnisko. Chociaż w sumie jak na mnie to w miarę mało, bałam się jedynie, że znając mnie może coś pójść nie tak. Po wysuszeniu włosów, uczesaniu ich, wyszłam z łazienki, wzięłam wszystkie swoje bagaże i wygramoliłam się na korytarz. Odwróciłam się, żeby spojrzeć jeszcze raz na mój pokój. Ogarnęłam go wzrokiem, spojrzałam z utęsknieniem na moją ścianę ze zdjęciami, uśmiechnęłam się do siebie i zamknęłam drzwi, żeby zobaczyć je znowu za 2-3 tygodnie. Mam pomogła mi znieść walizki na dół do auta. Ubrałam czarną zimową kurtkę i mój chabrowy szalik, ubrałam czerwone trampki pod kolor sweterka i wyszłam do samochodu. Na dworze przywitał mnie silny wiatr, był suchy i zimny. Chociaż to nie dziwne, bo był początek marca, nie było już zimy, ale wiosny też nie było widać. Jedyny plus tej pogody to brak śniegu, chociaż temperatura była poniżej zera. Moja mama zamknęła bagażnik i wsiadła do auta. Wsiadłam na miejscu pasażera obok kierowcy. Mojej mamie trzęsły się ręce na kierownicy.
- Mamo, ja mam zamiar dotrzeć na to lotnisko, wiesz ? - powiedziałam, żeby ją uspokoić. Wiedziałam, że była zdenerwowana, ale nie sądziłam, że aż tak...
- Tak, tak, wiem, córciu. Jestem jedynie troszkę zdenerwowana, bo moje słoneczko leci tak daleko - powiedziała łamiącym się głosem. Położyłam rękę na jej ręce. Uspokoiła się trochę, czułam jak tętno jej zwalnia.
- Wszystko będzie dobrze, wygramy Mistrzostwa Ryanair'a i dostaniemy dwa darmowe loty tam i z powrotem i polecimy gdzieś razem, gdzie tylko będziesz chciała. Odpoczniemy sobie, będzie niesamowicie, tylko uwierz w moje możliwości, dobrze ? A teraz jedźmy - klepnęłam ją po ramieniu, a moja mama ruszyła. Przebiliśmy się z łatwością przez miasto. Dotarłyśmy na lotnisko, odprawiłam wszystkie bagaże. Poszłam pod bramkę, gdzie pożegnałam się z mamą. Byłam z niej dumna, bo uroniła tylko jakieś pojedyncze łzy. Poszłam ku bramce, prześwietlone moje rzeczy i bagaż podręczny. Weszłam do obszernej poczekalni. Było tam pełno zielonych krzeseł postawionych w rzędach, dookoła były różne sklepy, czy z pamiątkami, czy perfumerie, albo jakieś spożywcze z produktami z wyższych półek. W pierwszy rzędzie zauważyłam gromadę dziewcząt ubrane w niebieskp-czarne bluzy z Hummel'a. Wszystkie dziewczęta na mój widok podbiegły się ze mną przywitać. Trenerka ucieszona dała mi taki sam dres jak miały moje współzawodniczki z drużyny. Ubrałam tak samo jak pozostałe bluzę, a spodnie wrzuciłam do plecaka. Po paru godzinach czekania na odprawę, w końcu załoga samolotu zaczęła sprawdzać nam bilety. Po sprawdzeniu ich, wyszłyśmy na dwór, kolejne podmuchy wiatru smagały mi twarz, pobiegłyśmy z kapturami na głowach do samolotu. Na najbliższym pasie znajdował się duży pasażerski samolot z wymalowanym Union Jack'iem na tylnych skrzydłach z białym przebijającym się przez flagę napisem "British Airlines". Cała drużyna weszła do samolotu. Zajęły miejsca blisko siebie. Natomiast ja siadłam ze swoimi najbliższymi przyjaciółkami. Cała nasz trójka była zawsze nierozłączna, byłyśmy jak trójka muszkieterów. Tam gdzie byłam ja, tam też była Spencer i May. Za oknem było już ciemno. Jak zawsze miałyśmy pełno własnych żartów, których nikt nie rozumiał. Śmiałyśmy, a stewardesy co parę minut przychodziły nas uciszać.
- No dobra, uspokoiłabyś się już Spence - powiedziała May, jakby nie była niczemu winna
- Daj spokój to nie ja udawałam, że nic nie jadłam cały dzień i pytałam się innych pasażerów, czy będą jeszcze jedli jakieś jedzenie, bo Ty już umierasz z głodu - powiedziała ironicznie Spencer, patrzyłam jak moje przyjaciółki się przekomarzają. Kochałam je, byłyśmy zawsze takie zgrane, nie miałyśmy przed sobą tajemnic, zawsze ufające sobie bezgranicznie.
- Głupki - zakończyłam ich kłótnie, śmiejąc się - A jakie nienormalne ! W ogóle, gdyby nie to, że jestem tak samo dziwna jak wy to nawet bym was nie znała - powiedziałam
- Nie prawda, nie znałabyś nas, gdyby nie to, że nasza kochana pani trener nie zagoniła naszą trójkę na treningi, bo odeszły starsze dziewczyny - powiedziała May z irytacją, jakby to było oczywiste
- Chociaż i tak nie zaprzyjaźniłybyśmy się tak bardzo, gdyby nie to, że pani kazała nam zostawać po za treningami i biegać, bo jak zawsze musiałyśmy być za bardzo nadpobudliwe, albo jak w przypadku Em była za bardzo bezczelna - zaczęła się śmiać Spencer
- Ej, to nie ja, wtedy rozwaliłam kosz, który spadł na siatkę, która się oczywiście cała rozwaliła i potem musiałyśmy ją splatać od nowa - powiedziałam roześmiana
- Ha ha, bardzo śmieszne - powiedziała May
- A no, żebyś wiedziała, ptysiu, że śmieszne - powiedziała Spencer i uszczypnęła ją w policzek jak małego bobasa - Właśnie a jak twój ukochany przeżyje rozłąkę ?
- Raczej normalnie, no chociaż twierdził, że będzie spokojniejszy jak już wyląduje i do niego zadzwonię już z Londynu - powiedziała trochę znudzona May
- Och, biedny Aaron - zaśmiałam się z niej i jej "cierpienia. Czego w sumie mogła żałować ? Miała kochającego chłopaka, dwoje rodziców, mnie i Spencer, kochałyśmy ją bezgranicznie, uwielbiałyśmy jej dumę, pewność siebie i jej zawsze roześmianą minkę. Po trzech godzinach lotu samolot przygotowywał się do lądowania. Ponowne turbulencje, podwozie się otworzyło i samolot wylądował na pasie. Pasażerowie szybko opuścili swoje miejsca, tylko my jak zawsze gramoliłyśmy się na końcu. Wyszłyśmy po schodkach z samolotu. Pogoda w Londynie była zupełnie odmienna niż parę godzin temu w Polsce. Tutaj lało jak z cebra, u nas przynajmniej świeciło słońce. Pobiegłyśmy do tunelu, który prowadził do budynku lotniska. Kiedy weszłyśmy całe mokre, zauważyłyśmy jakie ślady zostawiamy za sobą. Podłoga wyglądała jakby ktoś  wylał na nie wiadro wody. Weszłyśmy po schodach, potem kolejnych parę korytarzy, aż w końcu zobaczyłyśmy duży taśmociąg, na którym jechały walizki. Pasażerowie brali co swoje i wychodzili do głównej hali lotniska. Podeszłyśmy do reszty drużyny. Połowa z nich miała już swoje bagaże. Po chwili wszyscy mieli już swoje rzeczy. Wyszłyśmy z budynku, na postój dla taksówek, gdzie miał czekać na nas autobus do centrum. Na zewnątrz czekał na nas kierowca z napisem na tabliczce "Polish Volleyball Team for Ryanair's Tournament". Poszłyśmy za nim do dużego niebiesko-żółtego busa. Wpakowałyśmy swoje manele i rozsiadłyśmy się w ostatnich rzędach. Włączyłam telefon i zobaczyłam, że wybiła właśnie trzecia nad ranem. Spojrzenie na zegarek było jak zaklęcie, po dosłownie momencie zasnęłam. Obudził mnie pulsujący ból w udzie. Z krzykiem otworzyłam oczy, zobaczyłam jak Spencer się śmieje, okazało się, że uderzyła mnie w nogę. Oddałam jej w ramię.
- Co robisz, łosiu ? - zapytałam dalej z lekkim oburzeniem przyjaciółki
- Wychodzimy, mnie przed chwilą też zbudzili, tępe dzieci - spojrzała na May
- No co ? Nie mogłam Cię tu zostawić, tak ? - odpowiedziała usprawiedliwiając się dziewczyna - W każdym razie wychodzimy, bierzcie rzeczy i heja. Zobaczymy co nam zasponsorował Ryanair - powiedziała May i wyszła z busa, zostawiając nas n chwilę, wygramoliłyśmy się ledwo żywe z samochodu. Przed nami rozpościerały się ciemne, wręcz czarne chmury, z których dalej spadała woda. Przed nami stała szeregówka murowanych dwu dwupiętrowych domów.
- To mamy własne domy ? - zaśmiała się Spence
- Właściwie to tak, każdy dom jest czteroosobowy, no oprócz jednego, który wy sobie zamówiłyście - spojrzała karcąco na naszą trójkę - Dalej nie rozumiem jak można zmieniać zamówienie na mojej poczcie, żeby mieć dom dla siebie ?! To przestępstwo, chociaż teraz nie ma to znaczenia, to są wasze klucze, numer domu odpowiada temu na kluczu. Teraz idźcie do domków szybko, wyśpijcie się, a o 10 spotykamy się na tym placu przed domami.
Kobieta rozdała nam klucze, wzięłyśmy swój i poszłyśmy tam gdzie stał domek numer 7. Od razu pomyślałam, że jest szczęśliwy. May otworzyła drzwi. Stanęłyśmy w przed pokoju, który był tak malutki, że drzwi się nie zamykały. Dopiero, gdy któraś poszła dalej zamknęłam drzwi. Ściągnęłam kurtkę i powiesiłam na wieszaku przy drzwiach, ściągnęłam buty i położyłam obok moich przyjaciółek. Za wejściem był korytarz i metalowe schody na pierwsze piętro. Wnętrze było tak samo jak z zewnątrz murowane. Poszłyśmy najpierw korytarzykiem by rozejrzeć się po parterze, doszłyśmy do dwojga drzwi. Jedne to duża rozciągająca się na większość parteru jakieś 20-30 metrów kwadratowych kuchnia, była jasna, przestronna i w dobrym guście. Drugie drzwi były od schowka, było tam wszystko co będzie potrzebne do domu, środki do czyszczenia, ręczniki, jakieś konserwy, obrusy, ozdoby na dane święta. Wbiegłyśmy po schodach, na pierwszym piętrze znajdowały się troje drzwi, dwa pokoje i łazienka. Ja nie czekając na kłótnie przyjaciółek o sypialnie wbiegłam na ostatnie piętro. Nie było żadnego przedpokoju, czy holu, po prostu duży pokój z tym samym motywem na ścianach (cegła, jakby to była jakaś nowość). Miał okno rozciągające się na jednej stronie dachu. Była też duża biała kanapa, duży telewizor, mapy gwiazd, biurko z hebanowego drewna, dwie komody i drzwi do łazienki. Całe piętro było duże, przejrzyste i wygodne. Krzyknęłam z góry, że zaklepuje górne piętro dla siebie. Nie trzeba było długo czekać, żeby usłyszeć jak dziewczyny wbiegają po schodach, żeby zobaczyć moją zdobycz. Były złe, ale i tak im to nie przeszkadzało, to tylko pokój. Zeszłyśmy na sam dół i wniosłyśmy nasze bagaże. Szybko rozwaliłam swoje manele na podłogę, większość upchnęłam w komodach. Resztę zostawiłam na biurku, gdyż pewnie będę potrzebowała je na jutro, wiecie takie zwykłe rzeczy sportowe na jutrzejszy trening. Kosmetyki i drobiazgi zaniosłam do łazienki, ku mojemu zdziwieniu też nie była mała, chociaż po rozmiarach pokoju powinna być malutka, a była jak połowa sypialni. Cała w czarnych kafelkach i meblach, chociaż po mimo to wyglądała olśniewająco, tajemniczo i stylowo. Od razu weszłam pod prysznic. Cóż za cudowne uczucie po całym zabieganym i męczącym dniu. Jakby cały bród spływał i zostawało tylko to dzięki czemu mogę się cieszyć. Czułam jak woda spływa mi po ciele, niesamowite i orzeźwiające uczucie. W końcu zakręciłam kurek, wytarłam się ręcznikiem, umyłam zęby, ubrałam się w piżamkę. Weszłam do pokoju, rozłożyłam sobie łóżko, wskoczyłam pod kołdrę i zasnęłam.

10 komentarzy:

  1. Kolejny super blog! Jesteś wspaniała!
    Zapraszam też do mnie
    http://new-life-with-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnee <3 Kocham to xx
    I tak jak Tori i fraise zapraszam do mnie ^^ :
    http://youreyesismylife1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawie się zaczynaaaaaa.
    W drugim będzie juz z chłopakami ??
    Boski.

    + Zapraszam do mnie--->http://another-world-onedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze super napisane . Ciekawie się zapowiada . Będę zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Twój poprzedni blog był według mnie wspaniały, bo dopracowany w każdym kawałku.Podobał mi się też dlatego, że jednym z bohaterów, których historia była "pierwszoplanowa" był Harry, którego lubię najbardziej z 1D.Na podstawie tamtego bloga wywnioskowałam, że jesteś świetną pisarką.Ten blog zaczyna się równie wspaniale jak poprzedni.Czekam na dzisiejszą częśc,gdyż jest poniedziałek:)
    P.S.Trzymam kciuki za ciebie i to opowiadanie oraz dziękuję za skomentowanie i obserwowanie mojego bloga:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko, widać jak ludzie we mnie wierzą, jestem pod ogromnym wrażeniem i podziwem. Nie sądziłam, że ktoś aż tak bardzo polubi to co robię : )

      Usuń
    2. Ja bardzo polubiłam.Cieszę się, że cię choc trochę uszczęśliwiam:)

      Usuń