poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Rozdział 6 - Za Trzecią Urwał Mi Się Film...

Od Autorki :
Od razu mówię, że ten rozdział to jeden z dwóch moich ulubionych, najlepszy moim zdaniem jest kolejny ! Ostrzegam, że będzie ostrrrro ! < 3 . Mam nadzieję, że spodoba wam się tak jak mi, po prostu sama się zaskoczyłam co mi do głowy wpadło : ) .


Zajadając się marchewką razem z Louisem w kuchni rozmawialiśmy o wszystkim. Czułam jakby mnie znał od bardzo dawna.
- Dobra, czyli co w ogóle masz zamiar zrobić ? - zapytał przeżuwając marchewkę
- Nie wiem ? Przyjechałyśmy wygrywać to jest priorytet - powiedziałam dumnie
- No wiem, a co z nim ? - zapytał zaniepokojony - Już mu pokazałaś, że coś między wami jest...
- Wiem... To był błąd. Nie powinnam była...
- Weź marchewkę i nie przejmuj się - wzięłam gryza pomarańczowego warzywa - Po prostu się nie przejmuj, dobrze ?
- Jak mam się nie przejmować, sam widzisz, że między nami coś jest. Nie wyjadę z całym sercem stąd. Wiem, że albo zostawię je z nim, albo wezmę jego połówkę ze sobą. Mi się kroi serduszko jak myślę, co mogłoby się stać - powiedziałam i spuściłam wzrok
- Nie wiesz co się stanie, nie możesz niczego przewidzieć - wstał z krzesła i podszedł do lodówki, wyciągnął mleko i nalał dwie szklanki, postawił na stole
- Ja nie piję, nie lubię - odsunęłam od siebie szklankę, Louis opróżnił za jednym razem dwie szklanki
- Marchewki do pożera, a mleka to nie pije - zaśmiał się - Dobra, w takim razie chcesz go odepchnąć, żeby wcześniej złamać mu uczucia ?
- Tak, póki się we mnie nie zakochał - powiedziałam wzruszając ramionami
- Tu masz rację, ale... Chwila znajdę argument - zamilkł na chwilę - Mam ! - wykrzyknął triumfalnie - Mogłabyś dać mu trochę zaznać życia, a w końcu on by umilił Ci wyjazd.
- Przyjechałam tu, podkreślę to, jakbyś już nie słyszał tego setki razy : przyjechałam tu, po to, aby wygrywać, a nie się zakochiwać - powiedziałam zirytowana.
- Tak, tak, tak, błagam wyryło mi się to w pamięci jak to, że co cztery sekundy rodzi się człowiek - powiedział znudzony - Jak raz spróbujesz to raczej nikt Ci głowy nie odetnie ?
- Nie, ale odetną mi połowę mięśnia zwanym sercem - powiedziałam
- Ale przynajmniej będziesz wiedzieć, że było warto...
- Nie, skoro mi coś odetną to raczej niezbyt - wstałam z krzesła - Patrzeć już na Ciebie nie mogę, idę na dwór.
- Daj mi iść z Tobą, zanudzam się jakimś filmem, jedyna jesteś która sprawia, że czuję, że mogę żyć.
- Powiedziałam, że patrzeć na Ciebie nie mogę, ale dobra... Tylko weź aparat, jest w pokoju Spencer - powiedziałam i poszłam do przedpokoju po kurtkę, Lou pobiegł po schodach do pokoju dziewczyny, po chwili był już z urządzeniem w ręce przy mnie. Spokojnie wyszliśmy na dwór. Było dość późno, gwiazdy świeciły oszałamiająco. Niebo było bezchmurne. Spacerowaliśmy dookoła osiedla. Louis był moim modelem. Patrzył w gwiazdy jakby nic się nie liczyło. Robił z siebie głupka, strzelał głupie miny, skakał dookoła jak naćpany. Pocieszny chłopak. Kolejna setka zdjęć zapełniła mi pamięć na karcie. Louis zabrał mi aparat. Zaczął robić mi zdjęcia, zaczęłam zachowywać się dokładnie jak on. Wygłupiać, śmiać się, skakać po ulicy.
- Czemu stoisz po stronie aparatu, powinnaś stawać po stronie obiektywu, jak my - powiedział dumny
- Bo wolę, żeby ludzie mnie nie widzieli, a widzieli moją pracę.
- To źle robisz, obiecaj mi, że nie dotkniesz aparatu przez kolejny tydzień - po czym wyszczerzył zęby
- Chyba żeś zgłupiał do reszty - wyśmiałam go
- To trzy dni - pokręciłam głową - Dwa ? Chociaż jutro, proszę ! - powiedział i zrobił minę małego szczeniaczka, zachichotałam, co wziął za tak.
- Niech będzie, ale jeden dzień. Nic po za tym.
- Super, przyjdę na twój trening, wpuszczą mnie ? - pokiwałam głową - To fajnie będziesz mieć duuużo zdjęć - podkreślił
- Super - powiedziałam ironicznie
- Uśmiech - wyszczerzyłam zęby, a on zrobił mi zdjęcie.

Co tu dużo opowiadać, wróciliśmy w dobrych humorach do domu. Cała zgraja właśnie wychodziła z domu. Zdziwieni spojrzeli na nas, kiedy chcieliśmy wejść do domu.
- Gdzie idziecie ? Jutro trening, powinnyście się wyspać - powiedziałam do przyjaciółek
- Na spacer, nad jezioro - powiedziała zadowolona z siebie Spencer - Liam przyjedzie z Zayn'em i będziemy sobie patrzeć w gwiazdy - powiedziała podekscytowana zarazem rozmarzona - A gdzie wy byliście ?
- Tak sobie łaziliśmy, bawiłem się aparatem - powiedział dumny z siebie Louis
- Idziecie z nami ? - zaproponował znudzony Harry
- Możemy, jak daleko jest jezioro, bo mnie nogi już bolą - powiedziałam zmęczona
- No trochę jest, ale mogę Cię ponieść - zaproponował Louis i podniósł do góry brwi na zachętę, roześmiałam się
- No to chodźmy - powiedziałam i nawet nie weszliśmy do domu. Zwróciliśmy i grupą szliśmy w kierunku jeziora. Louis robił zdjęcia wszystkiemu dookoła. Harry podszedł do mnie i wędrowaliśmy ramię w ramię. Byłam już dość zmęczona, trochę głodna i spragniona. W końcu była już czwarta nad ranem, nie jadłam od śniadania, a o piciu to już nie wspomnę. Potknęłam się, w ostatnim momencie Harry mnie złapał.
- Może wezmę Cię na barana ? - zaoferował się
- Nie trzeba, dam radę, trochę zmęczona jestem, nic takiego. Daj spokój, albo wskakujesz, albo zaprowadzę Cię do domku i się wyśpisz po raz pierwszy odkąd tu jesteś - powiedział troskliwie, zarazem stanowczo
- To lepiej chodźmy do domu, ale na baranach - zaśmiałam się, w sumie to był żart, ale on tego tak nie potraktował, bo nie zdążyłam się obrócić, a już mnie wrzucił sobie na plecy. Zachichotałam jak głupia.
- Ej, Louis zrób nam zdjęcie - uśmiechnęłam się do niego, zdjęcie musiało wyjść głupiutko - My idziemy do domu, bo Em mi zaraz zaśnie. Przyjadę sam do domu, dobra ? - Lou kiwnął głową. Harry wolno szedł do naszego domu, nie miał za daleko, więc nie miał się gdzie spieszyć.
- I tak już długo wytrzymałaś - powiedział krzepiąco
- Zwykle wytrzymuje dłużej, ale jakoś ostatnio jestem wykończona... - zamknęłam oczy i położyłam się na jego ramieniu
- Się nie dziwię, tylko by łaziła po mieście, szalała i w ogóle. Znajdź sobie trochę wolnego czasu, co ? Wykończysz mi się tu - powiedział, a ja powoli zasypiałam
- Może, nie wiem...
- Co ostatnio tak z Lou ciągle, zaczynam być zazdrosny ? - zaśmiałam się cicho
- Nie wiem, jakoś tak. Mamy trochę wspólnych tematów... - poczułam jak Harry postawił mnie na ziemi po czym wziął znowu do góry, ale tym razem  na ręce. Przeniósł mnie przez próg, ściągnął buty i zamknął drzwi. Wszedł po schodach do mojego pokoju. Poczułam jak kładzie mnie na łóżku. Ściągnął mi kurtkę i buty. Położył się obok i przykrył nas kołdrą. Poczułam jego oddech przy mojej szyi. Przewróciłam się na bok, leżeliśmy teraz twarzą w twarz. Moje oczy dalej były zamknięte. Przysunęłam się do niego bliżej. Moje ręce objęły go ciasno. Zasnęłam. W tym momencie byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.

Rano obudziły mnie dziewczyny. Harry'ego nie było, musiał pójść do domu, w końcu też ma swoją robotę. Zobaczyłam karteczkę na biurku. Nie chciałam, żeby dziewczyny też ją przeczytałam, bałam się, że to coś ważnego. Dopytywały się co się działo, bo Harry poszedł dopiero przed godziną, twierdziły, że nie spał całą noc. Za półgodziny miałyśmy zbiórkę na trening. Zignorowałam wszystkie pytania dziewczyn i poszłam do łazienki, ale najpierw niepozornie zgarnęłam świstek papieru z moim imieniem z biurka. Położyłam go na umywalce. Nie wiedziałam, czy mogę go od tak przeczytać. Umyłam twarz i ubrałam dres. Związałam włosy w kitkę i spięłam grzywkę. Wzięłam kartkę do ręki. Głęboki wdech i otwieramy...

"Słodko spałaś, więc nie chciałem Cię budzić. Chciałem jedynie podziękować za miło spędzoną noc (tak wiem, spałaś, ale ja przez cały ten czas patrzyłem jak twoja klatka piersiowa się unosi, w sensie jak oddychasz, bez skojarzeń). Widzimy się na treningu, Louis zabrał twój aparat, macie genialną umowę, podoba mi się. Harry : )"

Lekko zdziwiona odłożyłam kartkę na umywalkę. I tyle ? Cienko, myślałam, że się postara. No, ale nie narzekam, liczy się pamięć. Zbiegłam na dół, zostało nam dziesięć minut. Mój telefon jechał na ostatkach baterii. Wrzuciłam go do torby wraz z ciuchami i wodą. Wzięłam jabłko ze stołu i poszłam ubrać buty. Dziewczyny już zbiegały po schodach, wzięłyśmy kurtki i wybiegłyśmy na zewnątrz. Ja z jabłkiem w buzi, niezałożonym jednym butem, kurtką w ręku i torbie na ramieniu biegłam na placyk. Dziewczyny były tuż za mną. Trenerka nas policzyła i wsiadłyśmy do busa.
- Ledwo co - powiedziała Spencer, gdy usiadłyśmy razem na podwójnym siedzeniu
- Nom, jak tam wczoraj było, opowiadaj - powiedziałam roześmiana
- Najpierw Ty !
- Poszłam spać i tyle, no tylko, że z Harry'm obok - zaśmiałyśmy się
- Ta, masz rację, nic do opowiadanie - powiedziała ironicznie przyjaciółka - U nas też się nic nie działo, po za tym, że Zayn'owi spodobała się Kate, ale ciii - powiedziała przytykając sobie palec do ust - Nic nie wiesz. Liam się coś burzył, że Danielle ma go gdzieś. Louis robił wszystkim zdjęcia. A no i bateria prawie mu zdechła. Na twoje nieszczęście Liam ma taki sam aparat, więc dał mu swoją ładowarkę w domu. No i Niall był zadziwiająco cicho - powiedziała pogrążając się w zadumie
- Spoko. Żałuję, że mnie nie było... Chociaż to w sumie nie, miałam chłopaka przy boku, więc co mi tam - zaśmiałam się.
Po kilkunastu minutach byłyśmy już przed budynkiem hali, gdzie zaraz miał się rozpocząć trening. Trenerka zaprowadziła nas do szatni. Tam przebrałam się w krótkie obcisłe spodenki, luźną czarną koszulkę i włożyłam nakolanniki. Wzięłam jeszcze wodę i wyszłam z szatni. Przeszłam przez ciemny korytarz. Otworzyłam drzwi na halę i zobaczyłam trenerkę z paroma dziewczynami pod ścianą. Szłam już po środku hali, nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła z tyłu. Obróciłam się, a na trybunach siedział Louis i Harry z aparatem. Zamachałam do nich i podeszłam do Trenerki.
- Co za wariatów zapraszasz na nasze treningi - powiedziała z politowaniem
- Sami chcieli, z resztą, oni tutaj, bo muszą oddać mi aparat - wytłumaczyłam się, po chwili reszta drużyny doszła.
- Dobra to rozgrzejcie się i tyle, dzisiaj będziemy mieli test na wytrzymałość. Test Coopera inaczej. Tak wiemy Em, twój ulubiony, bo uwielbiasz patrzeć jak wszyscy mdleją na ziemię - dziewczyny się zaśmiały - W każdym razie macie się rozciągnąć i zaczynamy - pogoniła nas.
Stanęłyśmy w kółku. Najpierw zaczęłyśmy od rąk, potem tułów i nogi. Trenerka ustawiła nas na początku hali i krzyknęła start, po czym rozpoczęła naliczanie w stoperze. Nasz wynik musiał znajdować się w najlepszej skali, więc musiałyśmy przebiec co najmniej 45 minut. Starałyśmy się nie paść na podłogę po dwóch kwadransach. Na szczęście dobrze zaczęłam, więc jedynym problemem to pot zalewający mi wszystko. Biegłam, nie przestawałam. Swoim tempem. Nikt mi teraz nie mógł zawracać głowy.
- Kolejny kwadrans minął - usłyszałam od Trenerki.
Powoli mój organizm zaczął mi dawać się we znaki, że niedługo będę musiała zakończyć bieg. Niektóre moje koleżanki padły ze zmęczenia na ziemię. Z butelką wody w ręce siedziały już na ławce. Mało już nas zostało. Zaledwie cztery, Kate, Spencer, May i ja. Powtarzałam sobie, że dam radę. Bo dam ! Muszę dobiec jak najdalej. Po paru minutach Kate padła na ziemię, koleżanki postawiły ją na nogi. Patrzyłam jak dyszała z wycieńczenia. Ledwo co stała. Moje tętno było coraz większe, byłam spragniona, większość moich płynów już wypociłam. Chwilę później zobaczyłam jak Spencer upadła na ziemię, chciałam się wrócić, ale Trenerka kazała nam biec dalej. Okazało się, że zemdlała. Biedna, mogła usiąść, ale zawsze chcę być najlepsza. Czułam, że zaraz też już stracę wszystkie siły. Przebiegłam jeszcze parę metrów, ale upadłam. Moje nogi nie dały już rady. Została May, nie dziwne to było. Ona była wytrenowana, trochę jak robot, nie dawała nigdy za wygraną, musiała być najlepsza, albo nie nazywała się May Terrence. Jedyna mogła się utrzymać do końca w tym biznesie. Trenerka podeszła do mnie i pomogła mi wstać. Podprowadziła mnie do ławki. Mój czas to pięćdziesiąt osiem minut i trzydzieści sześć sekund. Jeden z lepszych czasów w moim życiu. Wypiłam z półtora litra wody. May skończyła dopiero po jakoś kolejnych dwudziestu minutach. Trenerka po odsapnięciu kazała nam się ponownie rozciągnąć, bo miałyśmy dopracować nasz atak. Ładnie się rozciągnęłam i wzięłam piłkę. Pani ustawiła nas w rzędzie prostopadle do siatki, a sama stanęła pod nią. Miała zamiar nam wystawiać. Za każdy zły atak, nieudany, bądź wyautowany, albo chociażby nie doskoczyłyśmy do siatki, albo do piłki miałyśmy do wykonanie piętnastu pompek i dwudziestu przysiadów. Mówicie luzik, ale za każde kolejne złe wykonanie ilość ćwiczeń jest podwajana. Dwie pierwsze dziewczyny z łatwością zaatakowały, niestety moja piłka wyleciała na aut. Pierwsza seria ćwiczeń, Spencer poklepała mnie po plecach na pocieszenie, uśmiechnęłam się wymuszenie i wróciłam do kolejki. Kolejne skucie, trzydzieści pompek, nie mówiąc o przysiadach. Świetnie... Kolejne, kolejne, kolejne. Teraz powtórzenia miały już po sto dwadzieścia pompek i sto sześćdziesiąt przysiadów. Padałam. Moja kolej, piłka przeszła przez siatkę, miało być genialnie, wyszło jak wyszło. Moja piłka była idealna, ale nie w miejsce, w które zaatakowałam. Była to kostka Ellie. Podbiegłam do niej. Dziewczyna zaczęła płakać. Wyprostowałam jej nogę, usłyszałam strzyknięcie, chyba coś nastawiłam. Trenerka podbiegła z apteczką. Ściągnęła zawodniczce buta i skarpetkę. Pocieszałam ją w czasie, gdy kobieta bandażowała nogę.
- Jest złamana... - powiedziała podnosząc dziewczynę - Musimy jechać do szpitala. Wy zostańcie John odwiezie was do domów za pół godziny, idźcie się umyć i wracajcie do domów. Jutro treningu nie ma - i wyszła z zawodniczką pod ręką. Wkurzona na siebie i obarczona winą wzięłam piłkę i uderzyłam z całej siły, poleciała na drugi koniec hali. Właśnie pogrzebałam dziewczynie karierę sportową... Jak mam nie być wściekła, przy okazji straciłyśmy zawodnika z pierwszego składu. Miałam ochotę krzyczeć, płakać i bić się ze ścianą, czemu mnie to nie spotkało, tylko ją ? Podeszłam do ściany i chciałam uderzyć z pięści, ale gdy moja ręka miała już dotknąć betonowej ściany piłka zbiła ją z kierunku.
- Siebie też chcesz kontuzjować ? - powiedziała May, to ona rzuciła piłką
- Właśnie pogrzebałam nasze szanse na wygraną ! - wykrzyczałam do niej
- Mamy zawsze siebie, jakoś damy radę, uspokój się. Odpracujesz swoje winy na treningu, idź do szatni - rozkazała mi przyjaciółka
- Nie będziesz mi mówić co mam robić ! - znów podniosłam głos, byłam wściekła
- To patrz - wzięła mnie na ręce i wyniosła do szatni, wyszłyśmy do łazienki.
Postawiła mnie na ziemi. Włączyła prysznice. Trzymała mnie, więc nie mogłyśmy się ruszyć. Strugi wody oblewały nas. Moja złość zaczęła maleć. Trochę jakbym została ochłodzona. Nie podejrzewałam, że May potrafi się tak zdenerwować, taka niepozorna średniego wzrostu dziewczyna. Nie zamknęła kranu, dopóki nie zobaczyła, że jestem w pełni spokojna.
- Już, zakręć to - powiedziałam jej, chociaż złość dalej we mnie się gotowała
- Zakręcę jak zobaczę, że ochłonęłaś - powiedziała łagodnie, powoli dochodziłam do siebie. Słyszałam jak dziewczyny wychodzą z szatni. W drzwiach do łazienki pojawiła się ubrana w brązową spódniczkę, kremową koszulę i kwieciste rajstopy Spencer.
- Widzę ochładzacie się - zażartowała przyjaciółka - Za niecałe dwadzieścia minut nasz autobus odjeżdża do domów, sprężcie się - nie ruszyła się z miejsca, czekała na naszą reakcje
- Nigdzie nie idę - powiedziałam stanowczo
- Jak chcesz - odpowiedziała obojętnie May i zakręciła kurek, wyszła spod prysznica, jakby nic się nie stało. Słyszałam jak suszy sobie włosy, potem wyszła. Spencer dalej stała i patrzyła na mnie. Ja siedziałam na kafelkowej podłodze opierając się o ścianę.
- Chodź pójdziemy stąd jak najdalej - powiedziała podchodząc do mnie
- Nie chcę, ja nie potrafię, zrobiłam komuś krzywdę, teraz już nawet nie będzie mogła grać w siatkówkę. Wiem jak każda z nas kocha to co tu robimy. Właśnie pogrzebałam jej przyszłość - powiedziałam i wytarłam łzę z policzka
- Nie zadręczaj się to był wypadek - powiedziała przyjaciółka i uklęknęła obok mnie, nie przeszkadzało jej, że moczy sobie rajstopy i spódnicę
- Nie ma wypadków, to nie powinno mieć miejsca - powiedział buńczucznie
- Ale miało i to już nie twoja sprawa, idziemy stąd - powiedziała i podała mi rękę
- Nigdzie nie idę, chyba, że miałybyśmy się schlać w jakimś klubie - powiedziałam desperacko
- Niech będzie, chodźmy, upijmy się do nieprzytomności - jak to usłyszałam podniosłam na nią zaszklone oczy
- Zrobisz to dla mnie ? - pokiwała głową i obie wstałyśmy, ubrałam się i z mokrą głową wyszłam z budynku.

Na zewnątrz czekali chłopcy, ale ja już nic nie mówiłam. Przyjaciółka wzięła ich na bok i coś powiedziała, oni pokiwali głowami i zadzwonili po taksówkę. Podwieźli nas do klubu. Ku mojemu zdziwieniu weszli z nami. Pierwsze co to podeszłam do baru. Spence zamówiła mi całą butelkę wódki i dwie szklaneczki, dla niej i dla mnie. Chłopcy usiedli po drugiej stronie baru. O czymś rozmawiali, ale ja miałam zamiar utopić smutki w alkoholu. Pierwsza setka, nic, żadnych uczuć. Kolejna, następna. Spencer zamówiła drugą butelkę. Za trzecią urwał mi się film...

8 komentarzy:

  1. hhhaha dobre. dawaj dziewczyno to jest suuuuper. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach,co to będzie, co to będzie.Na pewno będzie to wspaniały rozdział.Znowu nie mogę się doczekać, bo ten był również świetny.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to normalnie. Ja zamiast uczyć się do testów to blogi czytam. Wow. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem ci że mój chyba też <3<3, ale akcja się troszkę za szybko rozkręca, oczywiście jak dla mnie:P Daj im trochę czasu:) I pisz dalej, bo już nie mogę doczekać się co będzie dalej:*:*
    Wierna czytelniczka
    MINI

    OdpowiedzUsuń
  5. ej, no. za bardzo mnie wciąga to co piszesz ;P ciekawa, naprawdę ciekawa jestem co ty tam dalej im planujesz :D tylko mi Nialla szkoda że taki smutny chodzi :c hahah, mam nadzieję że dla niego tez kogoś masz ^^ pisz dalej zacna dziewojo bo świetnie ci to idzie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń