poniedziałek, 25 czerwca 2012

Rozdział 23 - Codzienność - Śnieg W Marcu ?

Obudziłam się we własnym łóżku. Spojrzałam na telefon. Odblokowałam go, zobaczyłam Niall'a na tapecie. Podpis przy odblokowaniu brzmiał "Tylko o mnie nie zapomnij". Była godzina wpół do dziesiątej. Nie pamiętam za dużo z poprzedniej nocy. Tylko jak płakałam w ramionach chłopaka z loczkami, potem byliśmy razem i jakoś film się powoli urwał. Teraz leżałam w łóżku z telefonem w ręku. Napisałam zaraz do niego wiadomość "Śliczna tapeta. Szkoda, że nie ma Cię...". Odłożyłam telefon i poszłam do łazienki. Umyłam zęby i rozczesałam włosy. Miałam ubrania z wczoraj. Nie miałam ochoty się przebierać.
Wróciłam do pokoju i zobaczyłam nieodczytaną wiadomość. To Irlandczyk odpisał "Musisz wyżyć, niedługo się spotkamy. Mam nadzieję, że nie mówiłaś za dużo Harry'emu. Tęsknię". Uśmiechnęłam się, gdy tylko go przeczytałam. Odłożyłam telefon. Wyszłam na korytarz. Poszłam do pokoju Spencer. Znowu zastałam ją śpiącą, nakryłam ją ponownie kołdrą, żeby nie zmarzła. Wyszłam na palcach z powrotem z pokoju przyjaciółki. Nie chciałam iść do May, bo wiedziałam co zastanę. Łzy na poduszce i zwiniętą w kłębek przyjaciółkę na łóżku, dalej dygoczącą z zimna i bólu. Więc zeszłam po schodach. Spojrzałam na drzwi do pokoi chłopaków. Podeszłam do tych z irlandzką flagą. Uśmiechnęłam się do siebie i weszłam do pokoju. Wszystko było na swoim miejscu. Bałagan na ziemi, otwarty komputer, niezaścielone łóżko. To wyglądało jakby tylko zszedł po coś do jedzenia do kuchni. Zebrałam rzeczy z podłogi. Pościeliłam łóżko i podeszłam do komputera. Na pulpicie był zapisany plik w PDF-ie. Nie miał nazwy. To w sumie dziwne, bo jedyne co ma na laptopie to zdjęcia, muzykę i nuty. Otworzyłam go. Pierwsze co zobaczyłam to czarny napis "Testament". Byłam w szoku, wręcz przestraszyłam się. Jak dzieciak w takim wieku pisał testament ?Nie zdążyłam nic więcej przeczytać, bo ktoś zamknął mi komputer przed nosem.
- Obiecałem, że nikt tego nie przeczyta, dopóki jemu się coś stanie - powiedział Liam.
- Ja tylko... To był wypadek, bo Niall pojechał i tak... W sumie... To tęsknię i snuję się po domu... Przepraszam - powiedziałam, no nic piękną mam składnię.
- Nic nie szkodzi, pojechał do rodziców na tydzień lub dwa. Ma tam też zrobić jakiś wywiad do porannego programu - uśmiechnął się chłopak.
Świetnie okłamał swoich najlepszych przyjaciół. Za sprawą jakiejś idiotki. Tak, tak jestem idiotką. Co on sobie w ogóle myślał ? Okłamuję zespół, wyjeżdża, zostawia tapetę jakby nigdy nic. Nie chcę czegoś takiego.
- Sam nie czytałem tego testamentu - kontynuował chłopak - Ale to nie wszystko, co jest w tym pliku. Podobno też jest tam list i wszystkie numery do jego kont. Staram się nie być ciekawski, ale każdy w jakimś stopniu jest. Odkąd mi powiedział, że ma coś takiego też napisałem, ale zmieniam go codziennie. Mam problem, komu dać co - powiedział i wzruszył ramionami.
- Się nie dziwię. Nie mogłabym czegoś takiego napisać, bo zaczęłabym płakać i takie tam dziwne sprawy - uśmiechnęłam się ponuro - Jak tam ze Spencer, tak w ogóle ? Bo nie mogę jej złapać i pogadać jak człowiek, bo albo jest z Tobą, albo śpi, a ja nie lubię przeszkadzać.
- Nie wiem sam. Jest ciężko, ciągły stres, zamartwianie się, telefony do mamy, a ja jestem tylko od trzymania jej rzeczy. Czuję się trochę jak zwykły odźwierny. Wiem, że to egoistyczne, bo ona ma problemy i tak dalej, nie powinienem tak mówić. Nie jej wina, wszystko minie. Tak mi się wydaję... Przejdzie to jej, tak ? - zapytał zbity z toku myślenia.
- Tak, powinno. Sam widziałeś jaka była na początku jak was poznałam. Nie ta dziewczyna. Jak tu przyjechałyśmy nie miałyśmy żadnych zmartwień, bo to dla nas wakacje. Ten nasz odpoczynek zmienił się w kryminał, co gorsza może jeszcze zmienić się w horror - powiedziałam cicho.
- Tak się nie stanie, zobaczysz. Wszystko będzie dobrze, o ile żadne z nas już do szpitala nie trafi, a wy będziecie bezpieczne. Przepraszam, sam już nie wiem co gadam... - powiedział i zakrył twarz dłońmi, zauważyłam, że jego twarz przybrała skrawkami lekko różową barwę.
- Nie martw się naprawdę nic już nam nie grozi, przynajmniej nam - powiedziałam dwa ostatnie słowa szeptem.
- Mam nadzieję ... - chłopak wstał z miejsca i szedł ku wyjściu, gdy nacisnął na klamkę powiedziałam tylko
- Dziękuję - a on się uśmiechnął i zostałam sama ponownie.

Dni mijały tak wolno. Czułam jakbyśmy zastygli w czasie. Nic ciekawego się nie działo, żadnych wieści od Niall`a, czy Eleanor. Miałam wrażenie, że o mnie zapomnieli. Każdy dzień mijał mi jak tydzień. Nie miałam co robić, nie mogłam wychodzić, czy trenować. Nuda ogarnęła nas wszystkich. Zostawałyśmy często same w domu, bo chłopcy musieli chodzić na spotkania, czy do studia. Niby nic się nie zmieniło, ale czułam pustkę. Nie potrafiłam nic zrobić. Nie mogłam nawet nic zrobić. Jeszcze cała ta historia z Niall'em i Harry'm. Nic nie rozumiem, czemu Niall się odważył mnie pocałować, chociaż tak naprawdę bał się o uczucia przyjaciela. Czyżby nagle nabrał odwagi ? Niemożliwe, nie Irlandczyk.
Spojrzałam za okno, padał śnieg. Dziwne ? To Londyn, wszystko można się po nim spodziewać. Chociaż była już końcówka marca. Praktycznie już kwiecień. Dokładnie 29 marca i padał śnieg. Biały puch lekko otulał budynki, drogi i okno, w które patrzyłam. Miałam ochotę wybiec i porzucać się śnieżkami. Nie miałam z kim. May bez wiadomości od Aaron'a leżała dalej w łóżku z pójściem czasem do mnie do pokoju. Przychodziłyśmy do niej i dawałyśmy jej coś do jedzenia. Bez zmian, brak chęci życia. Natomiast Spence była przewrażliwiona. Zachowywała się jak nazbyt dorosła, która kontroluje sytuacje, a gdy nikogo nie było dookoła zamykała się w pokoju i nikogo nie wpuszczała. Słyszałam czasem przez ścianę, że płakała. Nie było mi łatwo tego słychać z myślą, że nic nie mogę zrobić. Zakładałam tylko słuchawki na uszy. Miałam dość już tej melancholii i monotonii. Minęło jedenaście dni odkąd jesteśmy przetrzymywane w tym domu. Rozumiem, że chodzi o nasze bezpieczeństwo, ale nie mogę patrzeć już na to wszystko. Wybiegłam z pokoju. Najpierw zahaczyłam o pokój May. Znowu leżała w łóżku z słuchawkami na uszach. Gdy usłyszała, że ktoś wchodzi ściągnęła je i otwarła twarz rękoma.
- Wstawaj, mazgaju ! Nie będziesz leżeć i pachnieć. Mam tego dość. Widzisz ? Pada śnieg ! Idziemy zaszaleć, mam tego dość. Jesteśmy nastolatkami, a nie jakimiś rupieciami, do jasnej cholery ! - rzuciłam jej kurtkę z szafy - Za pięć minutek na dole, idziemy na śnieg i koniec. Żadnych odmów, jasne ? - pokiwała zdezorientowana i lekko wystraszona.
Potem weszłam do Spencer. Zrobiłam dokładnie to samo. Wyszłam z kurtką w ręku i jednym trampku na nodze, a drugim w ręku.
- Idziemy do ogrodu rzucać się śnieżkami, kto nie idzie niech żałuje, frajerzy ! - wykrzyczałam na schodach do salonu.
Usiadłam na ostatnim schodku i ubrałam do końca obuwie. Moje przyjaciółki zeszły po schodach z niepewnymi minami, posłusznie ubrane w kurtki zimowe i zwykłe buty, jak ja. Wstałam zarzuciłam kurtkę i wybiegłam na dwór. Zimny wiatr lekko smagał mnie po twarzy, a płatki śniegu padały mi na włosy. Ubrałam do końca kurtkę i zapięłam się pod szyję. May się roześmiała, bo Spencer poślizgnęła się i wpadła twarzą w zaspę śnieżną. Niezauważalnie uformowałam kulkę ze śniegu i rzuciłam w śmiejącą się May. Kulka uderzyła ją w twarz i powoli zsunęła się na ziemię. Miała czerwoną twarzyczkę. Spencer usiadła w śniegu. Sama uśmiechnęła się tajemniczo i nie zdążyłam się schylić jak sama dostałam w lewe ucho śnieżką.
- Walka na śnieżki ! - wykrzyczała Spence.
Schowałam się za ławeczką i robiłam w pośpiechu kulki. Wychyliłam się, by ogarnąć teren. May odwrócona plecami lepiła kulki skulona obok dużego klonu. Rzuciłam dwie śnieżki, dostała w plecy i tyłek. Straciła równowagę i upadła. Zaczęłam się śmiać i dostałam kulką w ramię do drugiego przeciwnika na placu boju. Szybko schowałam się za moim fortem. Na oślep rzuciłam parę pocisków w róże, gdzie znajdowała się atakująca Spencer. Nagle wszystko ucichło, a moja twarz cieszyła się jak głupia. Woda ze stopionego śniegu ściekała i szczypała mnie w policzki. Podniosłam głowę, naciągając na nią kaptur. Spencer w pośpiechu uwijała się ze śnieżkami, a May lepiła sobie ochronny fort. Padłam na ośnieżoną ziemię. Zgarnęłam cztery śnieżki i czołgałam się w kierunku Spencer. Byłam zaledwie metr od jej kryjówki. Zauważyłam jej kurtkę. Wstałam i rzuciłam śnieżkę, w zamian May rzuciła mi jedną w twarz. Otwarłam ją i padłam ponownie. Szybko ukryłam się w krzakach zaraz obok Spencer.
- Długo tak nie pociągniesz Spence, utoniesz w śnieżkach. Buahahahahaha ! - roześmiałam się diabolicznie.
- Nawet nie wiesz jak się mylisz - odpowiedział głos przyjaciółki za moim ramieniem.
Zostałam napadnięta i natarta. Spencer zastawiła na mnie pułapkę. Wcierała mi śnieg w twarz. W końcu do jej drużyny doszła druga dziewczyna. Byłam nacierana z każdej strony. W końcu dały mi spokój i pomogły wstać. Miałam spuchniętą i czerwoną twarz, ale uśmiech nie zszedł mi ani na moment z niej. Dziewczyna w czarnych lokach ubrała na siebie kurtkę. Chciałam już wracać. Wydawało mi się, że nie mamy już nic do roboty.
- Co to ma być ? - zdziwiłam się na pytanie May
- Śnieg dalej pada, a my nawet nie ulepiłyśmy zimowego bałwanka - dopowiedziała Spencer.
- No chyba, że tak - roześmiałam się.
Wzięłyśmy się do roboty. Najpierw największa kulka. Zrobiłyśmy małą śnieżkę i zaczęłyśmy ją prowadzić po ziemi, dzięki czemu zbierała śnieg i nabierała masy. Zeszłyśmy prawie cały ogród. Nasza pierwsza część bałwana była jak połowa mnie. Sięgała mi, aż do bioder. Zaczęłam ładnie ją formować. Tak, aby przypominała idealną kuleczkę. Moje przyjaciółki formowały drugą kulkę. W końcu nabrała objętości i pomogłam ją wsadzić na pierwszą kulę. Teraz nasz bałwanek sięgał mi ramion. Pobiegłam do domu po węgielki, kapelusz, miotłę i marchewkę.
- Jack, widziałeś może jakiś kapelusz w tym domu ? - zapytałam policjanta siedzącego przy stole z kawą w ręku.
- Tak, w szafie razem z płaszczami. Ładny bałwanek będzie. Węgiel jest przy kominku, miotłę też znajdziesz tam gdzie kapelusz, a marchewka w lodówce. Pomóc zebrać wszystko ? - zapytał ochoczo.
- Pewnie, będziemy mieli genialnego bałwanka ! - roześmiałam się.
Pobiegłam do szafy z płaszczami. Wyciągnęłam z szafy drewnianą miotłę i czarny kapelusz, podobny do tego co nosi Slash, tylko bez paska. Wyglądał jak kapelusz, który kiedyś nosili dorożkarze. Wzięłam rzeczy i poszłam do salonu. Jack miał woreczek z węgielkami i dużą pomarańczową marchewkę. Louis pewnie powie, że zabieramy mu jedzenie od ust. Poszliśmy do ogrodu. Przyjaciółki starały się włożyć trzecią kulkę na śnieżnego człowieka. Jack był dużo wyższy od nas, więc z łatwością osadził ostatnią część naszego tworu. Bałwan był wyższy od nas o ponad głowę. Spencer miała prawie metr osiemdziesiąt, a nie dosiegała do czubka śnieżnej rzeźby.Najpierw zaczęłyśmy od węgielków-guziczków na tułowiu. Potem Jack podniósł May , a ona założyła mu na głowę kapelusz i wsadziła marchewkę. My ze Spencer robiłyśmy mu szalony uśmiech od ucha do ucha. Potem Jack już sam zrobił mu oczy.
- A co z miotłą ? - zapytał Jack - Nasz człowiek nie ma rąk, ani niczego na ich kształt.
- Żaden problem, Em to artystyczny człowiek - roześmiała się May.
Jak ja stęskniłam się za jej śmiechem. Tak dawno go nie widziałam i słyszałam. Odpowiedziałam uśmiechem i wzięłam się do roboty. Ulepiłam dwa walce. Potem zaokrągliłam ich końce. Wyglądały jak dwie kapsułki. Spencer i Jack ustawili jedną rękę, a ja z May drugą. Przymocowaliśmy śniegiem jak tylko potrafiliśmy dokładnie śnieżne łapy. Odsunęliśmy się i spojrzeliśmy na nasze dzieło. Spencer wzięła miotłę i dokończyła bałwana wtykając ją dołem do góry przy jego prowizorycznej ręce.
- Jest taki jak kiedyś robiłyśmy - powiedziała Spencer.
- No, szkoda, że u nas nie było takiej zimy - powiedziałam i nie mogłam się nadziwić jak wyciągnęłam dziewczyny z dołka w mgnieniu oka.
- Przynajmniej tu będziemy miały zimę. Chociaż powinno być już ciepło. Dziwną macie tu pogodę, Jack - roześmiała się May.
- Przynajmniej nudno nie jest. Chodźcie, zrobię wam zdjęcie i wyślecie chłopakom, bo pewnie się bałwanek roztopi zanim tu przyjadą - odpowiedział Jack i pobiegł do domu po mój aparat, który leżał gdzieś w kuchni.
Ustawiłyśmy się, gdy zobaczyłyśmy do biegnącego do nas. Zrobiłyśmy głupie miny, a policjant zrobił zdjęcie.
- Ja chcę mieć też z Tobą zdjęcie. A nie schowa się za obiektywem i myśli, że fajny - zaśmiałam się.
Podeszłam do niego i dałam aparat Spencer. Objął mnie ramieniem, a ja zrobiłam mu rogi. Uśmiechnęliśmy się i poszło kolejne zdjęcie. Wzięłam aparat i zrobiłam im zdjęcie, potem ogrodu i raz jeszcze bałwanowi.
- Chodźmy do domu, bo zmarzniecie - powiedział nasz ochroniarz.

________________
Od Autorki :
Dumni ? Machnęłam się na ten rozdział. Nie podoba mi się, wręcz jest trochę z tyłka. Zaczynam kolejną historię, chyba przeginam. Nie powinnam już pisać nowych rzeczy. Mam nadzieję, że wam się podoba. Postaram się jeszcze coś napisać na środę. Dzięki za kolejną porcję komentarzy w poprzednim rozdziale ! Uwielbiam was za nie <3

6 komentarzy:

  1. Sądzę, żę najbardziej odpowiednim słowem jakim mogę ukazac swój zachwyt jest słowo- DZIĘKUJĘ!!!
    Naprawdę Ario, bardzo Ci dziękuję za wszystko co zrobiłaś. Cięszę, że nawet w sytuacjach kryzysowych potrafisz napisac rozdział, który nas zachwyci.

    DZIĘKUJĘ!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. proszę, od tego tu jestem, żeby pisać, a wy od tego, by mówić jak złe to jest ; *
      proooszę, raz jeszcze <3

      Usuń
  2. Super rozdział ..Szkoda że chłopaków nie było.. ale jakoś to przeżyje... Czekam na następny :)
    i zapraszam na nowy rozdział do mnie -- >http://with-your-love1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. DZIĘKUUUUUJE !!!!!!!!!!! <33333333
    naprwde .. tak długo czekałam ale sie doczekałam ... i BYŁO WARTO ! <3 pisz ile wlezie xD nie przestawaj bo jestes najbardziej zajebista młodą pisarka jaka znam ! dziękuje że piszesz .!
    Twoja fanka ! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super :) Zapraszam do mojego bloga http://one-story-one-direction1.blogspot.com/
    Przepraszam za spam :)

    OdpowiedzUsuń